Zgoda. Bywa tak...ale jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby w ostatecznym rozrachunku nie okazało się to najsłuszniejszym działaniem.
Wszystko wskazywało dziś, że nie wciągnę sama pieczonej cukinii z pasternakiem, a ani nie lubię sama jeść, ani odgrzewać na drugi dzień (choć wiemy, że niektóre rzeczy lepiej smakują wilokrotnie odgrzewane). Odsiecz przybyła nader niespodzianie, nie zapowiedzianie i z opóźnieniem (co brzmi dość dziwnie w kontekście niespodziewanego przybycia, ale TAK miłych gości oczekuje się zawsze), i dzielnie pożarła pozostałe pozostałości.
I mi się też trafiła dokładka. Dowcip nie wart powtarzania. Ale śmieszny. Aż mi się czoło zabłyszczało ze śmiechu :)
Nie wiem co to jest, to zielone ziele, co mama mi przywiozła, ale obłędnie smakuje melonem, sprawdziło się do wczorajszej zupy dyniowej, teraz do cukinii...mmmm!!!!! Poza tym, cukinia, cebulka, pasternak, chilli, pieprz, sól i obowiązkowe orzechy włoskie na koniec. Kuskus też. Szybko się robi. Cacy wyżerka.
Kuchnia jest tu całkiem spoko. Będę lubić.
No i stół - sam powiedz!
PS. Madziu, przepraszam za nadprogramowe przywłaszczenie swetra. Oddam po wypraniu, lof.
Kuchnia jest tu całkiem spoko. Będę lubić.
No i stół - sam powiedz!
PS. Madziu, przepraszam za nadprogramowe przywłaszczenie swetra. Oddam po wypraniu, lof.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz