niedziela, 28 listopada 2010

Feniksowe pióra


Ogniste, gorące penne prosto z patelni do wygłodzonego i wychłodzonego brzucha. Rumienią policzki i przywracają ruchomość lekko zdrętwiałym na spacerze palcom. Świetne na pierwsze przymrozki i na porządne mrozy, które dopiero nastąpią. A do tego... wskrzeszone jak tytułowy Feniks.

Bo na początek przyznam się, że makaron leżał ugotowany już jakiś czas i chociaż zachował świeżość, to zdążył wrócić do postaci, jaką miał przed ugotowaniem - czyli całkiem wysechł :] Więc ugotowałam go po raz drugi dla eksperymentu i, o dziwo, zadziałało bezbłędnie. Odrodził się bez ŻADNEGO uszczerbku dla smaku i konsystencji. Al dente forever, hahaha! No, ale to detal. Możesz przecież sobie ugotować świeży makaron. Będziesz go potrzebować nie aż tak dużo, bo poza nim jest tu sporo innych składników. Tak więc uszykuj (zakładam, że gotujesz dla dwóch osób, choć ja sprzątnęłam sama w kilku podejściach):

* makaron pióra (penne) - bo ja wiem? kilka garści... I ugotuj wcześniej, odcedź, odstaw.
* 1 cebulę białą, 1 cebulę czerwoną - pokrój w kostkę albo cienkie półkrążki
* 2-3 ząbki czosnku, pokrój w plasterki, bez ceregieli.
* 1 spory korzeń pietruszki - zetrzyj na tarce albo w malakserze.
* 1 paprykę czerwoną - pokrój w kostkę
* sos pomidorowy z kartonika -ok. pół kubka.
* przyprawy: w zasadzie dowolne.


/użyłam soli i - żeby ciekawość swoja czym prędzej zasycić - przypraw, które przyjechały do mnie z Londynu, co za sprawą Hindusów przyprawami stoi jak same Indie niemal. Tak więc, mamrocząc szybkie "salam namaste", wydobyłam szczyptę kruszonego chilli (ostrożnie z ilością!) i... nasion cebuli, czyli Kalonji (wow, brzmi dziwnie, co? też byłam ciekawa, bo w życiu o tym nie słyszałam. A smakuje świetnie, zwłaszcza po zgnieceniu w moździerzu:: lekko pikantne, bardzo aromatyczne!)


* Ale do rzeczy: Na oliwie zeszkliłam cebulę, dodałam paprykę, pietruszkę (to naprawdę obłędne warzywo, dobrze robi wszystkim potrawom!) i czosnek. Kiedy wszystko się poddusi, trzeba doprawić (tak, jak pisałam, możesz użyć dowolnych przypraw, bo domyślam się, że z nasionami cebuli może być krucho). Potem dorzuca się penne i dusi razem jeszcze chwilę tak, żeby makaron obtoczył się dokładnie w warzywach i przyprawach, przeszedł smakiem i aromatem tego, co się już upichciło. Ostatnia rzecz to dolanie sosu pomidorowego. Nie za dużo, żeby całość nie pływała. W razie potrzeby zwiększam ogień i odparowuję, aż na patelni zostanie ładna, gęsta mieszanka warzywna. Po wyłożeniu do misek posypałam rzeżuchą, ale i pietruszka się sprawdzi.

Tak na marginesie: powraca nam tu znowu motyw Feniksa jak bumerang, bo, jeśli mnie pamięć nie myli, starożytni twierdzili, że Feniks pochodził z kraju, który identyfikować można z Indiami i być może jego postać zainspirowana została mitycznym stworzeniem, towarzyszącym Wisznu i Hindu - orłem o złotych piórach, będącym symbolem słońca i życia . Może więc płomień hinduskich przypraw i ognista kuchnia tego regionu też zawdzięczają co nieco legendarnym piórom Żar-ptaka? I znowu zaczynam marzyć o podróży do Indii. Przyjdzie i na to czas.

Smacznego. Rozgrzani już? Najedzeni słońcem? Rozruszani? Pozdro.

2 komentarze:

  1. chyba zrobię dziś coś podobnego...idealne na mróz.

    OdpowiedzUsuń
  2. pietruszka i chili grają główne role smakowe. Bardzo, bardzo dobre na mróz.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...