wtorek, 6 kwietnia 2010
Famealy Meating :)
Lubię spotkania rodzinne, kiedy przy przyniesionych z całego domu, rozłożonych stołach, na własnych lub pożyczonych krzesłach zasiadają ciocie, wujki, kuzynostwo, babcie, dziadkowie (choć mi żaden już nie ostał), rodzice, bracia, siostry, mężowie, żony, dzieci, wnuczęta... No właśnie. Kluczem jest zasiadanie przy stole. I konsumy. Dużo i dobre. Kiedyś próbowaliśmy walczyć z tym pierwszym aspektem, ale gdy spotyka się osób dwadzieścia, w tym kilkoro znających wartość swoich wyrobów wspaniale gotujących kobiet lub mężczyzn, obowiązkowo pojawiają się także dania "przyjezdne". to oczywiście bardzo sympatyczne, bo zdejmuje nieco ciężar przygotowań z gospodarzy (którymi od jakiegoś czasu, z różnych okazji nierzadko bywają moja siostra i jej mąż), jednak pomnaża ilość kuszących wiktuałów na stole. Mięso króluje, choć można powiedzieć, że odmłodzone w rodzinie (głównie przez Magdę) zwyczaje kulinarne powoleńku się zmieniają. Ja na to się otwieram, o, tak. Tak bardzo jestem na "tak".
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ech, te spotkania rodzinne. Ostatnio byłam na weselu i po prostu nie było co jeść, każdy posiłek to mięso. Nie wiedziałam, że moja kuzynka i jej mąż są tacy ograniczeni (do jednego składnika diety).
OdpowiedzUsuńwydaje mi się, że to nawet nie ograniczone preferencje, tylko ta nasza narodowa chęć dogodzenia gościom. A czym, jak nie mięsem? Długo by o tym mówić...
OdpowiedzUsuń