piątek, 9 kwietnia 2010

Je m'appelle Love O'Cadeaux

Smakowita jest pasta z awokado. Nie wie, kto nie skosztuje. Zapoznałam się z tym zielonym dobrem, kiedy kilka lat temu spędzałam wakacje u koleżanki na Kaszubach, w domu letnim jej rodziców, w Nowej Hucie (sic!). Miejsce cudne, gościnne, obfite w widoki. W którąkolwiek stronę wyjść z domu - krajobrazy, kolory, drogi mało uczęszczane. To lubię. Niedaleko domu pola a na miedzach jeżyny. Dalej mokradła, na które wieczorami przylatują żurawie. W lesie Jezioro Kamienne. Jego wody mają wyjątkowe właściwości - włosy stają się miękkie a skóra gładka.
Oli rodzice prowadzą domostwo ekologiczne. A przed domem rosną budleje Dawida i siada na nich mnóstwo motyli, których nazwy nie znam. Pierwszy pobyt na Kaszubach uważam za udany. Zdobycz kulinarna nie jest specjałem kaszubskim, ale kojarzy się z tym miejscem. Raz spróbowawszy, można się zakochać (a propos: awokado dobre na serce!). Niezmiennie mnie zadziwia, jak pyszne efekty potrafią przynosić najprostsze pomysły. I nie pierwszy raz jedzenie kopie moja wyobraźnię jak prawa noga Roberto Carlosa (chyba jest prawonożny?).
Awokado - tłuściutkie i miękkie - wdało się w wakacyjny romans z chudym, sprężystym szczypiorkiem. Obie strony całkiem zielone, układ doskonale autonomiczny, ale i otwarty na spółkowanie na kanapce z różnymi takimi... Czasami przytula się do nich Mozarella - rozlazła włoska mamuśka, czasami zwiedzione na manowce młodziutkie kiełki, a innym znowu razem, pomidor o soczystym, napiętym ciele. Kombinacji bywa wiele, bo ta para ma do zaoferowania wyjątkowe połączenie łagodności i pikanterii, które znajduje wszędzie wielu amatorów.

Bon Apetit!
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...