Plan na zupę grzybową był od dawna. Trochę może razić, bo gdzie, wiosną o grzybach, ale apetyt nie sługa. Muszę coś zjeść zanim zabiorę się do pracy, nie ma czasu. Pomysł lekko wywrotowy (bez związku z widocznym na zdjęciu muchomorem). Wywrotowość czai się w składnikach. Poza suszonymi grzybami, pojawiają się orzechy włoskie, kardamon i kakao. Luzujcie uprzedzenia.
Prezenty od Przyjaciół z Lasu:
- 1,5 l. bulionu warzywnego (albo lekko osolonej wody, jeśli ktoś jest raczej ortodoksem kuchennym)
- 3-4 garści suszonych grzybów leśnych
- 1 cebula
- 2 łyżki oliwy
- 2-3 łyżki drobno zmielonych orzechów włoskich
- 1 łyżeczka ciemnego kakao
- szczypta kardamonu (ew. cynamonu też)
- sól, pieprz, pietruszka
- mleko kokosowe do zabielania
- w wersji dla bardziej głodnych: drobny makaron albo kasza perłowa.
Teraz przede mną kilka łatwych czynności: Grzyby gotuję w niedużej ilości wody (ok. 0,5 litra). Wyławiam je z wywaru po ok. 15 minutach od zagotowania i siekam. Wywaru spod grzybów nie wylewam, bo się zaraz przyda. Kiedy gotują się grzyby, cebulę podsmażam, dodaję potem grzyby, zmielone orzechy, doprawiam pieprzem (grzyby lubią pieprz) i lekko solą. Kiedy się to poddusi porządnie, dolewam trochę wywaru grzybowego. Po chwili przekładam wszystko do garnka z warzywnym bulionem, dolewam resztę grzybowego wywaru i gotuję ok. 20 minut, dodając szczyptę kardamonu i łyżeczkę ciemnego kakao. Po ugotowaniu rozdrabniam tak, żeby ślad grzybka został. Zupa jest gęsta, ale drobny makaron (literki!!) albo kasza nie zaszkodzą głodniejszym niedźwiadkom. Przed podaniem dodaję trochę mleka kokosowego i posypuje pietruszką.
Pamiętam, że kiedyś po prostu gotując grzybową, chciałam, żeby miała ładniejszy kolor, więc dodałam kakao. Kakao skojarzyło mi się z czekoladą, a czekolada z orzechami. Przez te dziwne składniki zupa nie tylko zyskuje czekoladową barwę, ale oczywiście z jej smakiem też dzieje się coś... bardzo niezwykłego i dobrego. Z orzechów wydobywa się charakterystyczna delikatna gorycz, a kakao dodaje aksamitnego posmaku. Wyczuwalna obecność orientalnych przypraw wprawia ośrodek zadowolenia w wibracje. Hm, to wszystko zaczyna brzmieć lekko skomplikowanie, a zupa jest przecież czymś całkiem zwyczajnym. Chyba się nakręcam a to znak, że czas już wrócić do sztuki, nie koniecznie kulinarnej. No ja to jednak lubię.
eeejj brzmi super!
OdpowiedzUsuńJak od lasu, to i ugotować można w lesie ;) nad ogniskiem, a jak
OdpowiedzUsuńhttp://www.meble-ogrodowe-sklep.pl/kociolek-wegierski-farmcook-inox-trojnogu-p-1071.html
:)))