czwartek, 15 kwietnia 2010

Kocie łakocie


Popełniłam czyn kulinarny, który ma moc zmieniania orbit planetarnych... OK, zmienił na razie tylko orbitę mojego myślenia o rozkoszach podniebienia, ale to i tak sporo. Kto nie słyszał o apple crumble, ulubionym deserze Anglosasów? Jaaaa! Ja do niedawna nie słyszałam, ale gdyby nawet mi nikt nie powiedział, musiałabym go kiedyś wymyślić. Bo łączy moje ulubione składniki – jabłka (obowiązkowo z cynamonem) i KRUSZONKĘ!



Czy zdarzyło się komuś ignorować istnienie ciasta drożdżowego, kosztem samej tylko słodkiej, chrupiącej kruszonki? Dobrze pamiętam, że cała ta buła pod kruszonką mogłaby równie dobrze wcale nie istnieć i ciasto zjadałam zawsze tylko z góry. Uwielbienie dla kruszonki to widać w mojej rodzinie przypadłość dziedziczona. Kiedy jeszcze żył dziadek Staś, często opowiadał, że w nie najlżejszych czasach powojennych kruszonka była jedną z ulubionych postaci tak zwanego słodkiego, a na pewno jedną z nielicznych dostępnych. Związana jest z nią superśmieszna opowiastka jak dziadek i jego brat w przedwielkanocnej spowiedzi wyznali zgodnie, jeden po drugim, “udawanie kota”. Osłupiały ksiądz poprosiwszy o wyjaśnienie, na czym polega występek "udawania kota", usłyszał, że do spółki wyżarli kruszonkę z całego świątecznego placka, po czym naznaczywszy go okrutnie śladami widelca, zrzucili winę na kota. Sprytne. Wiedzieli co dobre. Kruszonka.

No i jabłka. Czyli wracamy do apple crumble. W swojej klasycznej postaci to po prostu prażone jabłka (czasami z innymi owocami) pokryte kruszonką i upieczone. Kombinacji jest wiele. Moja wersja, jak zwykle chyba, czerpie po prostu z aktualnych zasobów szafki z jedzeniem. Patrzę w nią jak w telewizor (a w zasadzie zamiast) i wyciągam pomysły. A potem dopisuję kolejne linijki do receptur babci, mamy, koleżanki, pani/pana z telewizora... albo w ogóle piszę rzecz od nowa. I na tym to chyba polega – zaprowadzanie tak zwanych osobistych rządów we własnym garnku. W przypadku crumbla za wiele nie trzeba kombinować, bo tu prostota jest zaletą.


Kocie Łakocie
- 3 duże jabłka
- garść innych owoców (truskawki, wiśnie, porzeczki)
- 140 g cukru
- 80 g mąki
- 120 g margaryny, chociaż dobrze pamiętam, że z masłem było smaczniejsze.
- starta skórka z 1 cytryny
- kilka łyżek soku z cytryny
- cynamon
- starte orzechy

Owoce: obrane jabłka pokroiłam w spore kawałki i prażyłam na szybkim ogniu z 40 g cukru rozpuszczonego w małej ilości wody. Dodałam cynamon, sok i otartą skórkę z cytryny. Chodzi o to, żeby jabłka odparowały i nie puściły potem soku do ciasta. Pozostałe owoce trzeba rozmrozić i odsączyć, jeśli są z mrożonki (moje były). Świeże trzeba pokroić (truskawki) albo wydrylować (wiśnie). 

Kruszonka: moja główna zgryzota związana z robieniem kruszonki polegała zwykle na babraniu rękami mięknącego zbyt szybko tłuszczu. Poza tym, że oczywiście lepiej pracować opuszkami palców, niż całymi rękami, wpadłam na pomysł w swej prostocie genialny. Do mieszanki cukru (100g), mąki (80g) i cynamonu dodaję tłuszcz, który zaraz po wyjęciu z lodówki ścieram na grubych oczkach tarki jarzynowej. Tym sposobem bardzo szybko udaje się zrobić ładną, drobną kruszonkę, uniknąć wielkich grud i brudnej roboty :) Jeśli trzeba dosypać trochę mąki - śmiało, byle nie za dużo.

I co potem? Potem wszystko warstwami ułożyłam w płaskiej, niezbyt dużej formie, dodatkowo między warstwy posypując trochę orzechów. Ważne, żeby połowa kruszonki poszła na górę, a druga połowa do środka. Włożyłam do piekarnika nagrzanego do 200 stopni i piekłam przez około 45-60 minut...


... to czekanie - jak wieczność w tantalowym piekle! Zapach jabłek, cynamonu i złocącego się pod słońcem piekarnika cukru roznosi się nie tylko po całym mieszkaniu, ale też na korytarzu, na klatce schodowej i w windzie. W połowie pieczenia przez kruszonkę zaczął wydobywać się sok z bulgocących pod spodem czerwonych owoców. Wszystko nabrało obłędnego złocistego koloru. Całe szczęście, że ciężkiej odpowiedzialności pochłonięcia całego tego dobra nie musiałam brać całkowicie na siebie! Z odsieczą przyszły Natalia i Dominika. Na ciepło smakuje prześwietnie...mmmm...


Znikło w try miga. I dobrze.


2 komentarze:

  1. to ciasto calkiem niezle sluchaj, a sprobuj z sucanatem zamiast rafinowanego cukru a do jablek miodu no i olej kokosowy zamiast chemicznej margaryny (jest drogi, ale wypieki o niebo lepsze od tych maslanych); ja jeszcze razowej orkiszowej uzylam no i zdrowiej juz sie nie da ;)
    fajny blog.

    OdpowiedzUsuń
  2. No, to było dawno. Teraz robię trochę inaczej. Może w końcu zrobię takiego superzdrowego kruszeńca

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...