wtorek, 15 marca 2011

Undergroundowe gotowanie albo nędza na przednówku. Kwiaty w nowej roli.

Przedwiośnie nie rozpieszcza. Do niedawna wcale nie chciałam końca zimy, bo lodowisko było czynne a ja w tym roku opanowałam jako tako jazdę na łyżwach i radości nie było końca... do niedzieli. Skoro więc jedyny sens zimy się zdezaktualizował, niech już się zmieni pora roku. Tylko jak i kiedy? Niby coraz cieplej i słoneczniej (choć może nie dziś akurat, ale wczoraj było przepięknie, kiedy heroicznie zerwałam się po świcie do parku na biegi, w płonnej nadziei na znalezienie zastępstwa dla łyżwowych harców...), niby dni coraz dłuższe i astronomiczna wiosna prawie stuka w szyby, ale do wiosny gastronomicznej jeszcze bardzo bardzo daleko i na nowalijki jeszcze będzie trzeba długo czekać. Póki co bieda i dieta pradziadów, czyli wszystko to, co można latem wyciągnąć z ziemi i skitrać na długą zimę.I koronki po prababce ;-)

Specjalne podziękowania dla pomysłodawczyni prototypu zupy. Dwa dni temu była u mnie czarna owca apostołki  i razem uknułyśmy bardzo smaczną zupę cebulową. Jej już się nie da powtórzyć, tak jak tego miłego wieczoru, więc przedstawiam remake.

Undergroundowa to zupa, bo zrobiona głównie ze wszystkiego, co pod ziemią rosło: jak na zupę cebulową przystało, przede wszystkim z cebuli, której jest ok. pół kilo (czyli 4 duże cebule). Poza tym duża marchew, pietruszka, kawał selera. Do tego przyprawy: ziele angielskie, kmin, kolendra, sól, pieprz, natka pietruszki, cytryna i... kwiaty. Tak, tak - diabeł, jak zwykle, tkwi w szczegółach.

Jakiś czas temu nabyłam gotową mieszankę jadalnych kwiatów, a od Pawła dostałam sól kwiatową. Może w tym roku zrobię sobie własną mieszankę, a póki co gotowiec. Są tam chabry, róże, malwa, słonecznik i mięta. Ładnie pachną, jak na kwiaty przystało i wyglądają ciekawie w zupie, sałatce i na lodach.  Dobrze się komponują z warzywnymi aromatami. I są namiastką wiosennych kwiatów, na które też jeszcze przyjdzie długo czekać.

I do rzeczy. Generalnie, z tą zupą jest bardzo, bardzo prosto. Banał. Włoszczyznę pokrojoną w kawałki gotuje się w dużym garnku (3-3,5 l wody). Poza warzywami dorzuciłam 2 kulki ziela angielskiego, 1/2 łyżeczki ziaren kolendry, 1/2 łyżeczki kminu, sól, pieprz i 1/4 dobrze wyszorowanej cytryny ze skórką (jeszcze o tym nie pisałam, ale od jakiegoś czasu niemal do każdej zupy dodaję ćwiartkę, albo nawet połowę cytryny - bardzo ożywia smak i kolory! To hit który podpatrzyłam u Ewci). Jeśli kto woli mocniejszy smak, można się wesprzeć kostkami bulionu warzywnego, które nie są konieczne, ale ułatwiają sprawę.

W tym czasie cebulę pokrojoną byle jak, dość grubo (uwielbiam, kiedy Jamie Oliver mówi o czymś, że jest "coarsly chopped", chociaż w jego wykonaniu "coarsly" to coś zupełnie piękniejszego niż u mnie... ale nie o urodę cebuli mi tu idzie) trzeba zeszklić na oliwie na małym ogniu. Kiedy bulion się porządnie wygotuje, wita się z cebulą i całość jeszcze ok. 30 minut bulgoce pod przykryciem. Potem wyławia się cytrynę, miksuje się zupę na krem i dodaje posiekaną natkę pietruszki. 

Przed samym podaniem posypuje się zupę... kwiatami. (sypanie kwiatów nie bywało moim udziałem w dzieciństwie, a wraca w innej postaci teraz - o, ironio...). Świetnie smakuje z pszennymi grzankami, np z bagietki. W dużych kawałkach. Żeby pachniało ładnie i żeby wszędzie były okruchy. Wtedy nikt nie przegapi, że obiad się dzieje. Dzyń dzyń!!

Wiosna jest już trochę bliżej.








4 komentarze:

  1. Ale mi zrobiłaś smaka... :C
    Właśnie mi przyszło do głowy, że taka zupa-krem będzie się idealnie nadawała do planowanych na dzień jutrzejszy pasztecików sojowych.
    Tak więc postanowione! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cebulowa jest najlepsza z serem. Czy są wegańskie sery żółte i czy są smaczne??

    OdpowiedzUsuń
  3. w ogóle to są, ale nie smakują tak jak sery z mleka, oczywiście. To jednak jest smak praktycznie nie do zastapienia przez roślinne produkty. Wszystko to kwestia przyzwyczajenia. Ja muszę przyznać, że żółty ser to nadal moja słabość - jedyna chyba. Ale do czasu... Do czasu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny przepis, ale ;)
    Dlaczego wyrzucasz cytrynę ?
    Może warto gotować ją bez skórki i potem z całą resztą zmiksować ?
    Toż to tylko cytryna, nie zasłużyła sobie na banicję :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...