Te przedziwne bąblowate warzywa przywiózł Tiru-Riru z ostatniego pobytu w Paryżewie. W sklepie z orientalną żywnością wynalazł najdziwniej wyglądające warzywo i przywiózł mi jako kuchenną zagadkę. Lubię zagadki.
Otóż ten dziwoląg ma różne imiona. Polska nazwa jest raczej mało atrakcyjna... no, bo... przepękla ogórkowata - jak to brzmi? Bywa nazywany z francuska concombre amer (gorzki ogórek), melon amer (gorzki melon), albo courge amère (gorzka dynia). Jak widzicie określenie "gorzki" powtarza się za każdym razem. Nie bez powodu. Przed przyrządzeniem ten dziwny ogórek był jak dziegciowa smoła. Z czasem zgubił trochę goryczy, do końca zachowując jednak charakterystyczny smak.
Pan sprzedający w sklepie powiedział, że można zrobić z niego surówkę, doradzając dodanie tylko zielonego chilli i soku z cytryny. Tiru-Riru przywiózł też te hinduskie papryczki, pieronem ostre. Strach mnie obleciał na myśl o takich dawkach kwasu, goryczy i ognia. Pan był Hindusem, wiec może jemu takie połączenia nie groźne, ale myślę, że nasze żołądki by zastrajkowały. Podobno gorzki ogórek jest bardzo zdrowy, szczególnie dla diabetyków, bo reguluje wydzielanie insuliny w organizmie. I ma mnóstwo innych zalet, dla których warto po niego sięgnąć, jeśli kiedyś wam się zdarzy go widzieć na straganie w dzień targowy.
Kiedy zabrałam się za krojenie hinduskiego mutanta (najpierw wzdłuż a po usunięciu gąbczastego wnętrza w półkrążki), bardzo mi się spodobał. w przekroju wyglądał jak koła zębate, do których mam słabość (niedawno nawet kupiłam od zaprzyjaźnionej projektantki naszyjnik z motywem trybów przemysłowych). Więc dziwny ogórek wydał mi się urzekający na starcie. Po wypróbowaniu kawałka surowej łupiny, nie miałam wątpliwości, skąd określenie "gorzki" przy każdej nazwie. Smak był podobny do smaku papryki, tylko bardziej gorzki. A wręcz bardzo gorzki! Jak się tego pozbyć? Musi być sposób...
Przeczytałam gdzieś, że przed przygotowaniem trzeba go zalać na kilka minut wrzątkiem, a potem lodowatą osolona wodą, żeby stracił gorycz. I była to prawda, choć gorzki smak jeszcze pozostał. Czyli na surówkę nie ujdzie.
Ale z czym przyrządzić tego dziwoląga? Postanowiłam podążyć za instynktem smakowym, który, jak dotąd nie zawiódł nigdy. Podsmażyłam dziada na patelni z cebulą, pieczarkami i zielonym chili, po czym wszystko poddusiłam w naprędce zrobionym musie kokosowym. Całość doprawiłam przyprawami też hinduskimi i też dostanymi w prezencie: nasionami cebuli (o których już kiedyś pisałam) i suszonym imbirem, dokładnie razem zmiażdżonymi w moździerzu. Poza tym tylko sól.
Do tego placki z mąki ciecierzycowej i proszę bardzo! Po przyrządzeniu gorzki smak się utrzymał, ale konkurował ze słodyczą cebuli i kokosa i ostrością chili. Iście hinduski zestaw. Całkiem ciekawe doświadczenie. Serio, serio.
Przepis (dla 2 osób)
- 2 gorzkie ogórki (Myślę, że warto ich spróbować, ale ze względu na podobny smak, można gorzkiego ogórka zastąpić zwykłą papryką w dowolnym kolorze. Najlepiej ciemnozieloną. I odchodzi problem pozbywania się goryczy, bo smak jest zdecydowanie bardziej swojski)
- 2 średnie cebule
- 200 g pieczarek
- 1 łyżeczka posiekanej świeżej chili
- przyprawy: sól, nasiona cebuli, imbir
- puszka mleka kokosowego (jak widać na zdjęciu powyżej, ja z braku mleka kokosowego pod ręką, użyłam szklanki wiórków zmielonych ze szklanką wody, ale mleko będzie lepsze!)
PLACKI:
- 2 szklanki wody
- szczypta sody
- 1 łyżka kartoflanki
- mąka z ciecierzycy (tyle, żeby uzyskać konsystencje gęstego ciasta naleśnikowego - ok. 1 szklanki)
- przyprawy: tandori massala, sól, pieprz
- kilka łyżek oliwy (dodając do ciasta, można smażyć na suchej patelni)
Smacznego, dobrej zabawy i brawo za odwagę!!
Bardzo interesujący opis i aż chce się jeść :D
OdpowiedzUsuńZrobiłam placki według tego przepisu i jestem bardzo zadowolona! Dobrze smakowały warzywami curry.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
na Tajwanie gorzka dynie kroi sie, blanszuje, a pozniej wrzuca na wok z a) slonymi kaczymi jajami i wedzonymi mini-rybkami- ja bym tutaj zaryzykowala kurze jaja i szprotki wedzone na zamiane, b) z pasta ze sfermentowanych ziaren soi (w Polsce nigdzie nie widzialam) tak zwane "dou szi". W obydwu wersjach jest to cud kulinarny- uwielbiam. To warzywo zjada sie niedojrzale- zielone lub zoltawe, gorzkiego smaku nie warto sie pozbywac, bo cala "zdrowosc' wlasnie tam siedzi. Mam nadzieje, ze w Polsce mozna gorzka dynie gdzes kupic.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO, ciekawe, ciekawe. dou szi jest chyba w kuchniach świata. Jajeczno - rybne dodatki akurat we mnie nie znajdą amatorki, ale dziękuję za informację!
OdpowiedzUsuńJa ten gorzki smak ciężko zniosłam szczerze mówiąc :)