Nie wyobrażałam sobie, że będą mi smakować buraczki surowe. Zapytasz może, czy nigdy nie jadłam surówki z tartych buraków... otóż CHYBA nie. Chyba zawsze buraczki które jadłam (a bywało to najczęściej jeszcze w czasach schabowych i mielonych) były jarzyną ugotowaną wcześniej, startą i podduszoną z zasmażką (seniorki mojej rodziny uznają do dziś, że nie ma to jak smalcowa zasmażka do buraczków...). Innymi słowy - te buraczki zawsze smakowały innymi smakami niż ich własny.
A smak surowych buraczków - nie wiele kombinując - nie szczególnie mi odpowiadał... ziemisty taki, zimny i toporny.
Jakiś czas temu przytaczałam opinię Toma Robbinsa o buraku. Ociec agenta Swittersa i kowbojki o długim kciuku maluje wizerunek buraka jako najbardziej emocjonalnego z warzyw: krwawiącego, przypominającego smakiem o swoim pochodzeniu, namiętnie złączonego z ziemią i nieustannie noszącego na sobie jej smak i zapach...
Może więc to przez zazdrość wobec komunii buraków z płodną ziemią, nigdy ich nie pokochałam naprawdę. Musiałam je wykąpać w aromatycznym occie i oliwie, żeby zapomniały zapach Ziemi i stały się dla mnie nieznane i atrakcyjne. Rozumiesz, już jak to działa.
Carpaccio z buraków:
- buraki (najlepiej małe, jak najbardziej podłużne)
- oliwa
- ocet balsamiczny
- natka pietruszki
Brak wyznaczonej ilości wynika z tego, że przepis można rozszerzać w nieskończoność, według proporcji.
Przygotowanie:
Co istotne, carpaccio trzeba przygotować przynajmniej na kilka godzin przed podaniem. A można nawet poprzedniego wieczora. Chodzi o to, żeby buraczki przeszły smakiem balsamicznej marynaty, a smak octowy stał się ledwie wyczuwalny (po prostu się ulotni).
Marynatę przygotowuje się, dodając do oliwy ocet balsamiczny, w proporcjach 5:1, tzn na 5 części (np. łyżek) oliwy, przypada 1 część octu. Oczywiście, według preferencji możesz dodać więcej octu, ale przeze mnie przemówiła z rzadka nawiedzająca mnie przezorność.
Najtrudniejszym elementem przygotowań jest pokrojenie buraczków. Cieniuteńko. Plasterki mogą być niemal przejrzyste
Potem już tylko wymieszać jedno z drugim i odstawić na kilka godzin do lodówki w zamkniętym pudełku. Marynaty nie powinno być za dużo. Przed podaniem trzeba plasterki lekko odsączyć. Dobrze smakuje z natką pietruszki.
Poziom żelaza skoczył mi tak, że magnesy na lodówce zaczęły z drżeniem przesuwać się odpowiednio do drogi, która poruszałam się po kuchni :)
Smacznego.
Wszystko mam to więc lecę marynować :)
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że buraczki są super:) Podobne robiłam i z botwinką. Z dipem orzechowo - ziemniaczanym. No i burak sam w sobie świetny, niestety przez lata uczono nas, że tylko jako dodatek;) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńdodatek do zrazów najbardziej :)
OdpowiedzUsuńWidze kochana, ze nie pamiętasz, iż w pewnej znanej nam obu restauracji podawano przez długi czas własnie carpaccio z buraczków: cienkie plastry na listkach rukoli i przykryte równie cienkimi plasterkami parmezanu, polane sosem vinegret, hmmm. Nigdy takich nie robiłam sama w domu, ale myślę, że to już niewiele więcej roboty ponad to, co zaprezentowałaś powyżej. A rukola do marynowanych buraków - poezja!
OdpowiedzUsuńO, nie załapałam sie na to, albo nie zauważyłam!
OdpowiedzUsuńRukola! Koniecznie wjedzie następnym razem.
Pisze pod burakami, bo je bardzo lubię, a ostatnio bardzo bardzo.
OdpowiedzUsuńJako, że jesteś obserwatorką/obserwatorem mojego bloga zapraszam (ośmielam się!) teraz także na stronę facebookową.
http://www.facebook.com/mowiaweki
Pozdrawiam serdecznie:)
Hej, bardzo dziękuję za zaproszenie, ale nie jestem obserwatorką Twojego bloga, chyba, że mnie oczy mylą. Zasadniczo, obserwuję wyłącznie blogi wegańskie lub ewentualnie wegetariańskie.
OdpowiedzUsuń