czwartek, 22 września 2011

Carpaccio buraczkowe

Nie wyobrażałam sobie, że będą mi smakować buraczki surowe. Zapytasz może, czy nigdy nie jadłam surówki z tartych buraków... otóż CHYBA nie. Chyba zawsze buraczki które jadłam (a bywało to najczęściej jeszcze w czasach schabowych i mielonych) były jarzyną ugotowaną wcześniej, startą i podduszoną z zasmażką (seniorki mojej rodziny uznają do dziś, że nie ma to jak smalcowa zasmażka do buraczków...). Innymi słowy - te buraczki zawsze smakowały innymi smakami niż ich własny. 

A smak surowych buraczków - nie wiele kombinując - nie szczególnie mi odpowiadał... ziemisty taki, zimny i toporny.

Jakiś czas temu przytaczałam opinię Toma Robbinsa o buraku. Ociec agenta Swittersa i kowbojki o długim kciuku maluje wizerunek buraka jako najbardziej emocjonalnego z warzyw: krwawiącego, przypominającego smakiem o swoim pochodzeniu, namiętnie złączonego z ziemią i nieustannie noszącego na sobie jej smak i zapach...

Może więc to przez zazdrość wobec komunii buraków z płodną ziemią, nigdy ich nie pokochałam naprawdę. Musiałam je wykąpać w aromatycznym occie i oliwie, żeby zapomniały zapach Ziemi i stały się dla mnie nieznane i atrakcyjne. Rozumiesz, już jak to działa.


Carpaccio z buraków:

- buraki (najlepiej małe, jak najbardziej podłużne)
- oliwa
- ocet balsamiczny
- natka pietruszki
Brak wyznaczonej ilości wynika z tego, że przepis można rozszerzać w nieskończoność, według proporcji.

Przygotowanie:

Co istotne, carpaccio trzeba przygotować przynajmniej na kilka godzin przed podaniem. A można nawet poprzedniego wieczora. Chodzi o to, żeby buraczki przeszły smakiem balsamicznej marynaty, a smak octowy stał się ledwie wyczuwalny (po prostu się ulotni). 

Marynatę przygotowuje się, dodając do oliwy ocet balsamiczny, w proporcjach 5:1, tzn na 5 części (np. łyżek) oliwy, przypada 1 część octu. Oczywiście, według preferencji możesz dodać więcej octu, ale przeze mnie przemówiła z rzadka nawiedzająca mnie przezorność.

Najtrudniejszym elementem przygotowań jest pokrojenie buraczków. Cieniuteńko. Plasterki mogą być niemal przejrzyste

Potem już tylko wymieszać jedno z drugim i odstawić na kilka godzin do lodówki w zamkniętym pudełku. Marynaty nie powinno być za dużo. Przed podaniem trzeba plasterki lekko odsączyć. Dobrze smakuje z natką pietruszki. 

Poziom żelaza skoczył mi tak, że magnesy na lodówce zaczęły z drżeniem przesuwać się odpowiednio do drogi, która poruszałam się po kuchni :)



Smacznego.

7 komentarzy:

  1. Wszystko mam to więc lecę marynować :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też uważam, że buraczki są super:) Podobne robiłam i z botwinką. Z dipem orzechowo - ziemniaczanym. No i burak sam w sobie świetny, niestety przez lata uczono nas, że tylko jako dodatek;) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. dodatek do zrazów najbardziej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Widze kochana, ze nie pamiętasz, iż w pewnej znanej nam obu restauracji podawano przez długi czas własnie carpaccio z buraczków: cienkie plastry na listkach rukoli i przykryte równie cienkimi plasterkami parmezanu, polane sosem vinegret, hmmm. Nigdy takich nie robiłam sama w domu, ale myślę, że to już niewiele więcej roboty ponad to, co zaprezentowałaś powyżej. A rukola do marynowanych buraków - poezja!

    OdpowiedzUsuń
  5. O, nie załapałam sie na to, albo nie zauważyłam!
    Rukola! Koniecznie wjedzie następnym razem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pisze pod burakami, bo je bardzo lubię, a ostatnio bardzo bardzo.

    Jako, że jesteś obserwatorką/obserwatorem mojego bloga zapraszam (ośmielam się!) teraz także na stronę facebookową.
    http://www.facebook.com/mowiaweki


    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, bardzo dziękuję za zaproszenie, ale nie jestem obserwatorką Twojego bloga, chyba, że mnie oczy mylą. Zasadniczo, obserwuję wyłącznie blogi wegańskie lub ewentualnie wegetariańskie.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...