Samosie to nazwa, którą nadałam pieczonym warzywom. Dlatego, że same się robią. To chyba mój ulubiony typ potraw - leń ze mnie, wyznawca zasady, że często im prościej tym lepiej i że nie wszystko smaczne, nad czym stoisz godzinami. A gomasio występuje w roli drugoplanowej, chociaż - jak to z przyprawami bywa - jest mistrzem drugiego planu. Zobacz, jakie piękne warzywa...
Przygotowałam produkty: ziemniaki (2), marchew (2) , paprykę (1), cebulę (2 - byłoby fajniej, gdyby była jedna cebula biała, druga czerwona) - wszystkie raszej spore. Pokroiłam je w spore kawałki: ziemniaki plastry 1,5 cm, marchew w ukośne kawałki 1.5 cm, paprykę w dużą kostkę a cebulę w ósemki. Wszystko polałam oliwą, wymieszałam w misce z ziołami (oregano, estragon), gałką muszkatołową, solą i pieprzem, przełożyłam to prostokątnej foremki. Piekłam w temperaturze 175 st. ok. 50 minut, bez przykrycia, w międzyczasie ze dwa razy przemieszałam warzywa. Pod koniec posypałam natką pietruszki, a po wyjęciu doprawiłam gomasio - wczoraj robionym z resztą :)
Było to bardzo smaczne i gdyby podać z ryżem, mogłoby być dla 2 osób. Jedząc solo objadłam się po uszy, więc radość, chociaż samotne posiłki to raczej słaboza.
Nigdy wcześniej o tym nie myślałam, ale z poczciwych pieczonych warzyw (choć innych) można też zrobić zupę, co wkrótce zamierzam.
Pozdro!
Nigdy wcześniej o tym nie myślałam, ale z poczciwych pieczonych warzyw (choć innych) można też zrobić zupę, co wkrótce zamierzam.
Pozdro!
urok tkwi w prostocie ;)
OdpowiedzUsuńlubię, gdy na talerzu jest tak kolorowo.
OdpowiedzUsuńja za chwilę zabieram się do zrobienia gomasio :)
OdpowiedzUsuń