Zielone kluchy z kosmosu... aaaaa!! Nie, nie takie kluchy straszne. Czasami zostają Ci ziemniaki ugotowane po obiedzie? Ha, ha. To jest właśnie kosmiczny zaczątek klusek śląskich. W najprostszej, pozbawionej dodatków (i koloru) wersji to po prostu rozgniecione dokładnie, ugotowane i ostudzone ziemniaki, wymieszane z kartoflanką w stosunku 4:1. Ja to robię tak: ziemniaki uklepuję w garnku, dzielę nożem na 4 części, jedną usuwam (ale nie wyrzucam, tylko odkładam "na górkę") i w to miejsce wsypuję kartoflankę. Potem wszystko dokładnie mieszam i jeśli trzeba (bo np. ziemniaki były mało mączne), dodaję trochę jeszcze kartoflanki i kulam nieduże okrągłe placuszki. w każdym z nich robię wgłębienie palcem (tam zatrzymuje się potem sos!)
A tu wariacja na temat klasycznych klusek śląskich.
kosmiczne glutki (porcja dla 2 kosmitów):
kosmiczne glutki (porcja dla 2 kosmitów):
* ugotowane wcześniej ziemniaki (ja miałam ok. 0,5 kg)
* pół kubka szpinaku
* garść natki pietruszki
* garść koperku
* kilka liści świeżej bazylii (od biedy suszona)
* ok. 200 g. kartoflanki
* ok. 50 g. innej mąki, np pszennej.
* 1 cebula (np czerwona dla kontrastu)
* 1 ząbek czosnku
* sól, pieprz
W zasadzie więc robi się to podobnie jak zwykłe kluski śląskie, tylko mąki jest więcej, bo zielone słakdniki wypuszczają wodę i trzeba mocniej związać ciasto. Ugotowane wcześniej ziemniaki trzeba bardzo dokładnie rozgnieść. Szpinak miałam mrożony, ale w liściach. Po rozmrożeniu i odsączeniu rozdrobniłam go w malakserze z pozostałymi zielonymi składnikami. Wymieszałam z ziemniakami. Potem pozostaje już tylko doprawienie solą i pieprzem i dodanie mąki. Dużo zależy od gatunku ziemniaków - jeśli trafią się bardzo mączne, to super. Jeśli nie - trzeba się ratować dodawaniem mąki ziemniaczanej i zwykłej. Ciasto powinno pozwalać na formowanie podłużnych kluseczek (uwaga, żeby nie przesadzić z mąką - żeby uniknąć klejenia się do rąk, można posypać sobie lekko dłonie kartoflanką). Po ułożeniu na stole, każdą z nich lekko przyduszam widelcem - żeby spłaszczyć i żeby były rowki, w które potem wpłynie oliwa. Gotuje się to bardzo krótko, w osolonym wrzątku z dodatkiem oleju. Od wypłynięcia dosłownie 2 minuty, w zależności od wielkości klusek (moje miały ok 3 cm)
Podałam najprościej - z czerwoną cebulką i ząbkiem czosnku, zeszklonymi na oliwie. Można oczywiście pokombinować z sosem pieczarkowym na przykład i może następnym razem tak będzie.
Takie kluchy mają ogromną zaletę: jeśli akurat zjawią się goście (a się zjawili - a właściwie zostali spontanicznie zaproszeni), to zawsze można odsmażyć i są nawet lepsze wtedy.
Super wyglądają, lubię czasem dodać do zwykłych śląskich coś jeszcze. Robiłam kiedyś właśnie ze szpinakiem. Czasem dodaję pokruszone tofu.
OdpowiedzUsuńŚwietne, prawdziwie kosmiczne!
OdpowiedzUsuńI na dodatek były pyszne!
OdpowiedzUsuńNiespodziewany, spontanicznie zaproszony gość, a raczej gościówa :)