środa, 25 sierpnia 2010

Na Strzeszynie CukiNIC

Hop, hop!

Dochodzą mnie słuchy, że rosną obawy o to, czy aby nie przestałam całkowicie jeść. Co to, to nie. Tylko, że nie było o czym pisać. Sałatkę Colesław jedliście sto razy, a pomidory mnie nie nastrajają.

Na Strzeszynie jest wzorcowo, czysto, spokojnie, można pracować, biegać, odpoczywać... itd. Można by praktycznie wszystko robić, ale nie ma kota, który uciekł. Większość czasu spędzam więc na balkonie, wypatrując powrotu uciekinierki Sally. Jedzenie musi się robić SAMO.
 


W taki właściwie sposób zrobił tutułowy CukiNIC, czyli placek warzywny, którego głównym składnikiem jest cukinia (poza tym jeszcze marchewka, korzeń i natka pietruszki, cebula, czosnek...wcsystko, co po trochu zmagazynowało się w lodówce oraz odrobina oliwy i kilka łyżek mąki). NIC, ukryte na końcu nazwy odnosi się do procesu produkcyjnego i do istoty placka. Nic, poza starciem na tarce i wymieszaniem składników nie trzeba zrobić. Najpierw podsmaża się wszystko na patelni a potem formuje placek (który i tak się rozjedzie i będzie go trzeba przed podaniem ufasonowac ponownie). Placek piecze się w 200 stopniach, aż będzie gotowy. Po prostu.

Po drugie, NIC oznacza zasadniczo wartości odżywcze tego placka. Bo wszystkie witaminy pewnie umarły w piekarniku i poza błonnikiem niczego tam nie ma. Ale jest smak. Doprawione świeżą kolendrą, pierzem, solą i curry. Prościzna. Smacznizna.


"Mnim" - jak mawiał Bernard Mickey Wrangle, zwany Dzięciołem.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...