... i wygląda na to, że dojrzała to tego, żeby w końcu zamanifestować swoją obecność. Ale na razie nieśmiało. Szykuję zmiany (stąd taka cisza na pokładzie). Po pierwsze, nie będę się już rozpisywać o przepisach i proporcjach, bo mi to trąci kurokwokizmem i gotowaniem na ekranie. Oczywiście to żadna tajemnica i chętnie się podzielę. jeśli będą chętni, albo odeślę do źródeł. Będzie za to więcej różnych historii. I to z ciekawej podróży kulinarnej, w którą wybierałam się już dawno, jak sójka za morze (a propos: już niedługo morze!) i w końcu wyruszyłam. Nie spakowałam na drogę parówek, jajek na twardo, kabanosów, jogurtu ani buły z serem... Ale za to mnóstwo innych różności, które na razie mają postać na tyle "po prostu", że nie ma się co nad nią rozwodzić. Póki co, jestem w drodze, podgryzam zimnawe placki ziemnaczano-cukiniowo-lniane (sic!) i wyglądam przez okno (i trochę jeszcze za siebie). Kiedy już będę na miejscu, to będzie całkiem inna opowieść.
Ale póki co, będą jakieś dzienniki z podróży! Miłego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz