Wiatr dotknął lodowatymi palcami mojego karku kilka dni temu i od wczoraj chodzę jak pokręcona. Serio. Zgarbiona, z termoforem zawiniętym w szalik, opleciony wokół szyi. Dookoła unosi się delikatny aromat maści rozgrzewającej a w mojej głowie myśli jak słodki syrop kapiący ze stołu na podłogę - lepkie, mało pożyteczne, gęste... Nie mogę pracować, nie mogę czytać, nie mogę rozwiązywać obrazków logicznych. Wszystko mnie boli i tak mija sobota. Mama doniosła dziś, że z cebulki amarylisa posadzonego w doniczce w Wigilię, wyrósł kwiat, który już teraz ma 70 cm i jeszcze rośnie. Dziś w nocy rozsadził doniczkę. Znaczy, że idzie wiosna. I tego się trzymajmy.
Paweł ugotował dzisiaj barszcz ukraiński, 100% wegański. To bardziej niż miłe. Tak miłe, że jak tylko mi zdradzi skład, to jego barszcz trafi tu czym prędzej. Zapewniam, że był bardzo smaczny.
Tu na górze jest taki w try miga zrobiony jedną ręką deser- szmeser. Bardziej zdrowy, niż smaczny, ale smaczny też. Głównie za sprawą dodatków. Muesli (takie bez płatków kukurydzianych, tylko owsiane, otręby, siemię, różne mielone orzechy) zalałam jeszcze rano w miseczce małą ilością gorącego mleka sojowego, z dodatkiem szczypty cukru i odrobinki soli. Miałam to zjeść na śniadanie, ale nie wyszło. (albo nie weszło, zależy jak na to patrzeć). Wciągnęło, ostygło i wszystko wskazywało na to, że zmarniało.
Wieczorem przeprosiłam zapomnianą owsiankę. Pokroiłam banana w plasterki. Część ułożyłam na wierzchu, po czym odwróciłam miseczkę górą do dołu tak, że banany znalazły się na dole a owsianka w formie babeczki na górze. Resztę bananów ułożyłam na wierzchu. Tajemnicze dodatki to domowej roboty konfitura z egzotycznych owoców i sos pomarańczowy. Oba wyszły spod ręki mojej siostry i oba obiecuję wkrótce przedstawić w szczegółach. Całość smakowała dobrze, a byłaby jeszcze lepsza gdyby dodać np trochę kaszy manny ugotowanej w... bo ja wiem... mleku kokosowym. Wyobrażam sobie, że wtedy byłoby bardziej zwarte, kremowe, solidne.
Wieczorem przeprosiłam zapomnianą owsiankę. Pokroiłam banana w plasterki. Część ułożyłam na wierzchu, po czym odwróciłam miseczkę górą do dołu tak, że banany znalazły się na dole a owsianka w formie babeczki na górze. Resztę bananów ułożyłam na wierzchu. Tajemnicze dodatki to domowej roboty konfitura z egzotycznych owoców i sos pomarańczowy. Oba wyszły spod ręki mojej siostry i oba obiecuję wkrótce przedstawić w szczegółach. Całość smakowała dobrze, a byłaby jeszcze lepsza gdyby dodać np trochę kaszy manny ugotowanej w... bo ja wiem... mleku kokosowym. Wyobrażam sobie, że wtedy byłoby bardziej zwarte, kremowe, solidne.
Jak widzisz, dziś jadę na ludzkiej dobroci. Trzeba wiedzieć, kiedy siedzieć. Haha! Nie mogę już klepać. Boli. Papa.
Nie wiem jak smakowało ale wygląda PRZEPYSZNIE!
OdpowiedzUsuńI tak się składa, że ja niedawno gotowałam sobie pycha kaszę manną na mleku sojowym, nawet 'przepis' zamieściłam u siebie xD.
Zdrowia życzę! I rozjaśnienia umysłu - bez czytania żyć się nie da!
Nie, no to było smaczne, wielce okej, ale z gatunku tych "zdrowych" deserów, a nie z tych, którymi się pocieszamy w słabszych chwilach :)
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie, że taka wersja de luxe to by było pół na pół manna i owsianka, ugotowane własnie w mleku kokosowym. Bardziej rozpieszczalsko.
zdrowiej! :)
OdpowiedzUsuńile tu pyszności! życzę powrotu do zdrowia :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
Paula
I jak zdrówko :)?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że już w pełni sił skaczesz po domu ^^
Owszem i nawet byłam na łyżwach!
OdpowiedzUsuńOdzdrawiam i dziękuję wszystkim za troskę. Niedługo coś nawrzucam. :)