Zawsze się zastanawiałam co to takiego, czytając raz po raz, że ktoś posypał sałatke gomasio, albo dodał gomasio do zupy, albo do kanapek... zwłaszcza,że "gomasio" brzmi tak miło, tak przyjaźnie... jak misio, pysio albo piesio - czyli da się lubić na starcie. Chociaż, tak naprawdę, to ja nie wiem jak to brzmi, bo nie wiem, jak się to wymawia. Ktoś wie? Pomocy! Gomasio to najprościej mówiąc sól sezamowa.
Można kupić gotową przyprawę, albo zrobić samemu, co zajmuje mniej więcej kwasrans. Wystarczy uprażyć na suchej patelni ziarno sezamu i sól (najlepiej grubą sól morską) w proporcjach 10:1, czyli na 10 łyżek sezamu 1 łyżka soli (albo, odpowiednio, na 5 łyżek sezamu 1/2 łyżki soli). Lepiej przykryć patelnię, bo sezam lubi pstrykać i pryskać na boki. Mieszać trzeba dosyć często, potrząsając delikatnie patelnią. Kiedy ziarenka będą złociste, zestawić z ognia i lekko przestudzić. Potem ucierać w moździerzu, ale z umiarem - nie całkiem na proszek, ale tak pół na pół. Przechowywać w zamkniętym pudełku, zużyć w ciągu około 10 dni (dlatego polecam zrobić mniejszą ilość).
Poza tym, że to bardzo smaczna przyprawa (świetna do warzyw), nadająca potrawom smak prażonego sezamu, to jest podobno też bardzo zdrowa, przyczynia się do likwidacji zakwaszenia organizmu, ma dużo wapnia. Jutro szykuje się gomasiowy finisz na warzywnej zapiekance.
Pozdrawiam Cię,
Anna zgomasiowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz