Pokazywanie postów oznaczonych etykietą burgery. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą burgery. Pokaż wszystkie posty

sobota, 24 września 2011

Adzuki, współpracujże, do stu piorunów!

Mam w schowku jedenaście zaległych propozycji. Ale nie wszystko rzucę na raz. Po kolei

Na początek pomysł, który od dawna mnie dręczy i nigdy nie udało mi się go zrealizować na piątkę. Chodzi o kotlety z fasoli adzuki. Pierwszy raz próbując, spaliłam fasolę, więc powiedzmy, że to moja, a nie jej wina. Ale drugi raz wszystko robiłam jak trzeba, a kotleciki wyszły dość suche i twarde. Smaczne, ale nie szczególnie odpowiednie w odbiorze.

Muszę jeszcze pokombinować.


Składniki (na ok 10 kotlecików):

  • 1 kubek fasoli adzuki
  • 1 cebula
  • 1 pietruszka
  • łyżeczka siemienia lnianego
  • kilka łyżek koperku
  • sól, pieprz

Przygotowanie:

Fasolkę ugotowałam do 3/4 w osolonej wodzie. W tym czasie pokrojoną cebulę i pietruszkę poddusiłam razem na oliwie. Fasolkę po ugotowaniu odcedziłam, ale wodę od gotowania zostawiłam. Po wymieszaniu warzyw z lekko niedogotowaną fasolką, zmieliłam wszystko malakserem, dodając łyżeczkę siemienia lnianego, nieco wody od gotowania fasoli, sól, pieprz i koperek.

Z masy uformowałam kotleciki i usmażyłam w rondelku, w dość głębokim tłuszczu.

Po odsączeniu nadmiaru tłuszczu na papierowym ręczniku, można jeść. Chyba dobrze podawać takie rzeczy z surowymi warzywami - zawsze wydaje mi się, że jedząc produkty smażone, trzeba się podeprzeć surowizną jako pomocą.

Może można by to zrobić lepiej? Czekam na sugestie!

środa, 26 stycznia 2011

Midnight Highway


Pamiętasz, chyba kiedyś już wspomniałam, że marzę o wegańskim fast-foodzie? 

Wczoraj zawarliśmy z Pawłem znajomość z sąsiadem mieszkającym piętro wyżej. Pan M. to niezwykle miły, szalenie energiczny człowiek o bogatym życiorysie. Okazało się między innymi, że mamy wspólnych znajomych, a jego brat, który jest aktorem, był moim nauczycielem retoryki w liceum. Rozmowa z Panem M. była bardzo zajmująca i skończyła się już prawie o 23. Gdybym to przewidziała, skleciłabym jakąś kolację, ale to następnym razem - bo takie na pewno nastąpią. Gadanie bywa wyczerpujące i zgłodnieliśmy. Całe szczęście, że po południu zrobiłam ciasto na warzywne burgery. Całe szczęście też, że sklep Maciek otwarty jest do późna. Zaliczyliśmy nocny fast-żer. Bezwstydnie.



Burgery
* 1 puszka ciecierzycy zmielona w malakserze
* 1 mała cukinia utarta na tarce jarzynowej
* 1 mała cebulka drobno posiekana i zeszklona na oliwie
* 2 starte na drobnej tarce ząbki czosnku 
* garść koperku, garść pietruszki
* sól, pieprz, 1 łyżeczka kminu rzymskiego
* po 4 kopiaste łyżki bułki tartej i mąki z ciecierzycy

Na starcie, cukinię po starciu lekko osolić i odstawić, żeby wypuściła sok. Potem ją lekko odcisnąć i wszystko dokładnie wymieszać i odstawić na ok. godzinę do lodówki. Jeśli ciasto jest za rzadkie, będzie się rozwalać. Optymalna konsystencja to taka, kiedy da się od biedy formować placuszki dłońmi. W razie potrzeby trzeba dodać składników stałych - bułki i maki - byle nie za dużo bo się zrobi mączny kafel zamiast lekkiego warzywnego placuszka.

Smażyć na brązowo na gorącym oleju, po czym odłożyć na papierowy ręcznik, żeby nadmiar tłuszczu odszedł.
Buły były (ha ha) lekko twarde, więc wcześniej przekroiłam je, zwilżyłam lekko wodą (a dokładnie to trzeba było te buły obmacać mokrymi łapkami), zawinęłam w folię aluminiową i włożyłam do ciepłego piekarnika. Zmiękły i się zagrzały.

Do środka wkłada się burgery i świeże warzywa/sałatę według uznania. Tutaj były to pomidory, ogórki i superłatwa zielona surówka (cukinia starta na tarce, koperek, pietruszka, bazylia, sok z cytryny, szczypta sproszkowanego imbiru)

I powiem Ci, że zero wyrzutów sumienia. Chociaż wybiła północ.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...